Pewne problemy moralnie
przychodzą, zakleszczają się w sercu, rzadko odchodzą. Czy mamy kochać drugą
duszę tylko dlatego, że powinniśmy? Ponieważ łączą nas więzy krwi, chociaż nie mieliśmy
na nie żadnego wpływu?
Próbuję zaprzeczać, wmówić sobie
cokolwiek, co usunie z umysłu te wszelkie zgryzoty. Jej nikt nie lubi. Możliwe,
że nikt nawet nie kocha. Wielu próbowało, widzę to po twarzach pełnych nerwów,
łzach na policzkach. Czasami modlę się, aby nigdy nie stać się podobnym
człowiekiem. Stanowczo zbyt wiele cech mamy zapisane w genach. Pomagałam. Nie mówię zawsze, ale regularnie,
na tyle, ile potrafiłam i by nie przekroczyć granicy wejścia na głowę. Jako
niemalże jedyna pomagałam. Nie robiłam tego z potrzeby serca, a z powinności.
Nie usłyszałam podziękowań, a krytykę. Przecież zawsze można zrobić coś lepiej.
Słuchałam wielu kłamstw i bzdur. Nie istnieją siły mogące wyprowadzić ją z
błędu. Przecież to człowiek idealny.
Przyznam, jestem cierpliwą
osobą. Tylko tym razem pękłam. Próbowała ośmieszyć mnie przed rodziną, zrzucić
kłamstwa, które stworzyła. Przecież ona musi pozostać nieskazitelna. Nikt nie
uwierzył. Jednak ja krzyczałam. Krzyczałam i przeklinałam. Wyrzuciłam każdą
emocję. Wiele ich nazbierałam na lata.
Nie lubię nienawidzić. Nie chce,
ale nie potrafię.
"Uchowaj dzisiaj, od nienawiści
Moje serce
moje oczy
moje myśli"
-SDM
=